Sam nie wiem jak tam mogłem wejść
OFF Festival 2022
3. dzień
7.08.2022, Katowice
OFF Festival Katowice skończył się niecały miesiąc temu, więc jest to ostatnia szansa i ostatnia niedziela, aby uzupełnić relację z tego wspaniałego wydarzenia. Mam nadzieję, że wrócę tu za następne 10 edycji.
Podobnie jak bohater utworu „Napad na Bazar ” nie byłem do końca przygotowany na machanie porem, ale FRANEK WARZYWA I MŁODY BUDDA mają swój wysokowitaminowy styl. Co zaczęło się jako żart internetowy, wnet ujawniło swoje drugie oblicze. Widać, że Franek jest artystą z ASP, bo jego styl jest spójny, a stroje dopracowane. Ale taki zestaw metafor i wyobraźnia snująca historie o Psie z Kosmosu – tutaj zaczyna się artyzm i prawdziwy songwriting. Nawet rymowanka o Oczach staje wybrzmiewa tęsknotą i przyziemnym, bardzo życiowym smutkiem wychodzącym poza granice galerii sztuki.
Podobnie kompletne uniwersum zaprezentował BEDOES – on i tuzin jego kumpli z bloków, którzy najwyraźniej trzeba było zabrać w pakiecie. Nie będę udawał, że siedzę w takich rapsach, ale dobrze było zobaczyć ten muwment na własne oczy.
W niedzielny line-up Rojek miał rękę do zespołów o spójnej, określonej stylistyce, bo tak samo mogę określić CROWS. Głośny, niemal podręcznikowy występ bandy rockowej, tj. punkowy hałas i energia, ale wszystko trzymał w garści frontman – jak żywo przypominający bardziej przypakowanego Juliana Casablancasa z The Strokes. Każdy festiwal uwielbia takie szorstkie i jednocześnie melodyjne granie, więc wróżę im udaną przyszłość i polecam cała płytę z kolekcji „This record should be played louder”.
Set NATALIE BERGMAN zapewnił obecność dwóch wartości, które osobiście uważam za dobre i piękne: Jezus i śpiewające dziewczyny. Najzupełniej serio, Natalie jest ciekawym kejsem na temat szczerości w songwritingu, bo otwarcie i bez cienia zgrywy w swoich piosenkach i podczas koncertu opowiadała o swojej wierze. Bardzo ładny koncert, ładne piosenki, nie przeszkadzał mi brak zespołu do tak akustycznego klimatu. Wolę taką pewną naiwność niż zadufanie w sobie Marka Kozelka; a muzycznie Natalie skojarzyła mi się z Aldous Harding – bo za takie koncerty uwielbiam Scenę Trójki.
YARD ACT zarządzili, było to kolejny festiwalowy strzał w dziesiątkę. I kolejni kolesie z Wielkiej Brytanii snujący socjologiczne pejsaże do rytmicznych gitar. Nie wiem, co robi na mnie większe wrażenie w przypadku tej ekipy – kompletne brzmienie, które obyło się przecież bez akcentowania akordów, bo oglądaliśmy klasyczny 3-piece band? Czy to jak lider James Smith zbudował cały język, operuje w konkretnej stylistyce literackiej? Odpowiedzi na temat Brexitu słyszeliśmy na poprzednim OFFie od Jarvisa Cockera, ale potrzebna mi była diagnoza głębsza niż “cu*ts” are still running the world”. Będąc właścicielem jeszcze niegwiazdorskiej twarzy, Yard Act ma szansę zasięgnąć języka na ulicach Leeds. To powiedziawszy, zabieram się za bardziej dokładną lekturę jego tekstów i mam nadzieję zobaczyć ich na osobnym koncercie klubowym w naszym kraju.
PAPA DANCE stanęło na wysokości zadania i przygotowało kolejną celebrację polskiej muzyki na OFF festiwalu. Klimat ogólnej radości należy porównać do legendarnego powrotu Zbiga Wodeckiego w 2013, kiedy mainstreamowa estrada znalazła artystyczne uznanie u alternatywnej publiczności. Oczywiście ciężar emocjonalny tych wydarzeń był szalenie różny, a Paweł Stasiak jest tylko sprawnym wokalistą boysbandu, to powodów do radości było co niemiara. To są naprawdę kapitalne popowe piosenki i polecam każdemu odświeżyć szufladkę w głowie, którą pewnie tam macie – utwory Papa Dance są doskonale znajome i chwytliwe, jak czołówki seriali telewizyjnych. Zapewniam, że wszyscy bawili się znakomicie. Ale było to również zwycięstwo polskiego dziennikarstwa muzycznego – o ile dyrygentem uznania dla Wodeckiego był Macio Moretti z Mitch&Mitch, to tutaj prowodyrem zamieszania są Kuba Ambrożewski Ambrocore, pomysłodawca podkastu na temat albumu “Poniżej krytyki” (którego nazwa to, zgadliście, PAPKAST) oraz Borys Dejnarowicz, którego recenzja w nieżalowym serwisie Porcys rozpoczęła krytyczny zwrot w postrzeganiu tej płyty (za co Borys zaśpiewał na scenie). Pamiętajmy, że OFF jest dużą imprezą, ale wspaniale jest myśleć o tym, jak konkretna jest publiczność tego festiwalu, że może tak skutecznie domagać się swoich, niszowych przecież, zajawek.
Ten mniejszy wymiar zajawki ukazał drugi koncert FRANKA WARZYWA I MŁODY BUDDA. Bo nie da się ukryć, że ten projekt wciąż pozostaje internetowym żartem, z konkretną grupą odbiorców. Dzięki temu, że wieczorem wystąpili na małej scenie Dr Martensa, ci wszyscy, policzalni jeszcze w setkach fani mogli się zobaczyć i obijając się od siebie w warzywnym pogo, stworzyć odpowiednią aurę dla kolejnych kosmicznych opowieści. I znowu dał znać o sobie absurd, i znowu można było docenić twórcze solówki Młodego B. oraz gości i gościni z sąsiednich zespołów. Ten występ odbił się szerokim echem w offowych relacjach i myślę, że można nazwać go spektakularnym finałem tego etapu rozwoju projektu Franka. Zaraz zaczną się trasy koncertowe, większe sceny i oficjalne wydania – dlatego taką frajdę sprawiło mi oglądanie ich zwycięstwa skacząc w pierwszych rzędach i śpiewając karaoke piosenki Piotra Kupichy.
Trochę niezręcznie wrzucać do TOP3 festiwalu METRONOMY, to przecież najbardziej oczywisty headliner grający słodkie singalongi (w 2012 pisałem coś w stylu „meh Metro, na Retro Stefson o wiele lepsza zabawa). Ale naprawdę, Metronomy zagrało ZAWODOWO, słychać że długo ćwiczyli system pt. taneczny koncert zespołu. Wszystko w punkt, każda solówka i każdy żart miał swoje miejsce, doskonałe akcenty scenograficzne i zbilansowanie również instrumentalnych setów. Nie było tam miejsca na przypadek, wszystko pod nóżkę, całe skupienie na dobrej zabawie. Występ Metronomy to zawsze strzał w dziesiątkę, niewiele jest tak starannych zespołów na tym świecie: może tylko LCD Soundsystem oraz Mitch & Mitch miałby szansę.
Myślę, że zachowuję sie w odpowiedni sposób, kończąc relację z OFFa nazwiskiem Macia Morettiego – przecież na plakacie wystawianym obok Joanny Ambroz podczas wystawy 17/15 mówił, że grał na każdej z edycji. Ta cała relacja jest bardzo subiektywna, odnoszę się w niej do poprzednich edycji OFF festwalu i do wszystkich ludzi, których tam spotkałem (you know who you are). To też jest piękne we wspólnotowym przeżywaniu takich imprez – zupełnie inaczej odebrałbym Papa Dance, Franka Warzywo czy Oxford Drama, jeśli miałbym słuchać ich samotnie w domu. Myślę, że tego można życzyć wszystkim wykonawcom i to sprawia, że warto jeździć na koncerty nawet do Katowic – aby muzyka zyskała nowe wrażenia dzięki stylom festiwali, za sprawą pogody i otoczenia oraz innym ludziom. Te wszystkie, nie zawsze muzyczne elementy stały na OFFIe jak zawsze na najwyższym poziomie.