After the summer it will be over

OFF Festival 2022
2. dzień
6.08.2022, Katowice

Jak na długi weekend dzisiejszy dzień to sobota, więc powracam z drugą częścią relacji z OFF Festival Katowice. Sobota na OFFie była zdecydowanie lepsza. Być może to wina nieco zaniżonych oczekiwań dnia poprzedniego, gdy nie wydarzyło się nic epokowego. W sobotę każdy kolejny set wchodził jak złoto, nie mogliśmy przestać wygrywać.

KWIATY są pewnie nowy ważnym zespołem na polskiej scenie alternatywnej, ale nie miałem okazji ocenić tego bardziej – byłem za krótko, a i klimat nie jest chyba odpowiedni do moich subiektywnych preferencji.

Zupełnie inaczej jak przypadku OXFORD DRAMA, czyli Mojego Ulubionego Wrocławskiego Zespołu. Jestem w dość uprzywilowanej sytuacji, że widziałem ich na żywo już tak dużo razy, że mogę pozwolić sobie ją pewne marudzenie dotyczące setlisty – że za mocno skupiona na gitarach, że nie ma starszych kawałków, że nie ma na zakończenie najbardziej letniego „Be kind”. Zagrali tak pewnie i zdecydowanie, że mogłem zapomnieć jak długo śledzę ten zespół- od internetowych EPek z U2forums (pozdrawiam!) i małych koncertów granych w duo. A teraz z dumą oglądam ich na głównej scenie najlepszego festiwalu w tym kraju – i wiem, że to spełnienie nie tylko moich marzeń. Najważniejsze, że oglądali to też inni: widziałem kilka bardzo pochlebnych wspomnień m.in. u Agnieszki Szydlowskiej i Pana Ambrocore; Oxford Drama wyrasta (obok Papa Dance i Franka Warzywa) na największych polskich wygranych OFF festiwalu.

Nawet bardziej emocjonalnie podszedłem do występu innego ziomka z Wrocławia, gdy POSTMAN zagrał na scenie Doktora Martensa. Taki książkowy, klasyczny songwriting nie pasuje już do programu OFFa, dlatego dobrze że znalazło się mniejsze, ustronne miejsce na snucie akustycznych opowieści. Kostiantyn pochodzi z Ukrainy i nieprzerwanie od marca koncertuje po Polsce zbierając pieniądze dla walczących w Ukrainie. Są to świetne piosenki, a Kostia ma bardzo fajny kontakt z publicznością i występy są swobodne, ale też czuć w nich bliskość emocji: dużo mówi się teraz o „wspólnocie” i faktycznie to pasuje. Nie znam lepszego sposobu na przedstawienie kultury innego kraju – śpiewając piosenki w języku ukraińskim, o spotkaniach w kijowskich barach oraz imprezowych rozmowach o gwiazdach. Oczywiście mniej niż Kostia, ale bardzo mocno dzielę z nim pragnienie, aby taki Kijów odwiedzić.

Symbolem sobotniego, niespozornego zwycięstwa OFF festivalu został slot LEX AMOR. Nie za bardzo lubię hip-hop, ale lubię brytyjskie klubowe brzmienia. Dodatkowo występ był okraszony graniem pełnego zespołu, więc lekka narracja londyjki przepływała w jazzujące, bujane seciki. Nie ma lepszych pomysłów na przyjemną przerwę na półmetku trzydniowego festiwalu.

DRY CLEANING to sama przyjemność wypływająca z brzmienia. Kolejny solidny koncert, którego oczekuję od gitarowego bandu. Nie było łatwo przebić się do środka Namiotu Trójki, ale była to konieczność, bo tylko tam mógł zaistnieć ten klimat. Klimat dusznego klubu, gdzie gitary neonowo rozświetlają akcentami, a naratorka operuje niskim głosem. Jak pod wezwaniem The Smiths: „There’s a club if you’d like to go / You could meet somebody who really loves you”.

Kolejny band grający głównie nastrojem to MOLCHAT DOMA, czyli czempioni posępnego grania. Piosenki być może były podobne i jednostajne, ale ja tego nie zauważyłem, pochłonięty w transie kolejnych bangierów w pierwszym rzędzie na barierkach. Z takiej odległości stroboskop walil po oczach, monochromatyczne światła ogarniały całą Scenę Leśną, a vibe był kompletny.

IGGY POP jeszcze żyje, więc mogę to napisać: nie tak bardzo czekałem na ten koncert. O jego ciele, śmiertelności i Żądzy Życia napisano już wszystko. To nazwisko było w dużej mierze plakatowym lepem na reklamodawców i sam Iggy spowodował, że w sobotę na festiwalu pojawiło się ćwierć więcej ludności. Ale artystycznie, czy Iggy jest mocarzem i największym frontmanem tego festiwalu? Jeszcze jak. Na szczęście ponad granice popkulturowego performansu wzniósł to świetny zespół (deciaki!). Tak głośno nie było na OFFie od czasu My Bloody Valentine, ale cóż, na tym polega ten słynny rock and roll. Główna scena pod wezwaniem Perlage była większa niż zwykle – być może dlatego, żeby godnie przyjąć 75-letniego giganta.

Jaki wniosek na dwa z trzech dni festiwalu?
Znowu można napisać, że instrumentów innych niż gitara było zdecydowanie za mało, a ja bym napisał inaczej: za mało było muzycznej egzotyki z Azji i Afryki. Widać pomysł Rojka na OFFa 2022: mniej klasyków z Sub Popu, a szerokie przedstawienie złapanych w punkt, w idealnym momencie młodych wilków z UK: Yard Act, Dry Cleaning, Crows (no i Squid). Trochę szkoda, bo przecież były edycje, że właśnie wschodnie bookingi ratowały program (rok 2016), a jakimś okrutnym błędem jest nakładanie się tych bardziej egzotycznych propozycji. W tym samym momencie grały te najbardziej zaskakujące nazwy: Mdou Moctar i pakistańskie Jaubi – a do tego Postman, który przecież śpiewa w języku innym niż polski i angielski. OFF zachowuje zawsze bardzo mocny poziom, ale pozostaje szkoda zmarnowanych momentów zaskoczenia.