U2 wrote Goldeneye

Lata mijają, a piosenki bondowskie wciąż są bardzo istotną częścią światowej popkultury. Nie chcę tutaj mówić o wersji Billie Eilish, chociaż trzeba przyznać że jej błyskawiczne przejście od alternatywki do divy mainstreamu jest coraz bardziej interesujące.

Dzisiaj chciałbym przypomnieć, że być może najlepszą (okej, top5 za Paulem McCartneyem i klasykami typu Nancy Sinatra) bondowską piosenkę napisało U2, a dokładniej Bono i The Edge. Jest to chyba najbardziej szanowana kompozycja tych autorów, bo chociaż raz nie da się wyśmiać zaangażowania Bono.

Przede wszystkim należy przypomnieć, że w latach 1995-1997 U2 było u szczytu swoich zdolności artystycznych. Nie mieli przebojów, nie mieli jasnej wizji swojego brzmienia, ale z pewnością robili najbardziej kreatywne rzeczy w swojej karierze. W samym 1995 nagrali nie tylko Goldeneye, ale też Hold me, thrill me, kiss me, kill me do filmu Batman Forever. A rok później sekcja rytmiczna zespołu czyli basista Adam Clayton i perkusista Larry Mullen Jr. zrobili aranżację motywu do Mission Impossible, wtedy pierwszego obrazu serii Toma Cruise’a. Reszta jest historią – popsuty brzmieniowo album POP, konferencje prasowe w centrach handlowych i największa trasa koncertowa świata z największą na świecie cytryną.

Dlaczego więc nie zrobili Goldeneye oficjalnie jako zespół? Wydaje mi się, że przy całym elektronicznym szaleństwie lat 90-tych Bono po prostu nie był w stanie zaśpiewać tego utworu. Miał wtedy okropnie zdarty głos, a żadna bondowska piosenka nie obędzie się bez dramatycznego zaśpiewu (3:22 z audiotune’m połączonym z dęciakami w najnowszym No time to die). Były to jeszcze czasy, gdy chciało im się po prostu zabawić, poeksperymentować. A przy okazji pomogli uratować bondowską serię – bo też odcinek z młodym Pierce’m Brosnanem był pierwszym Bondem nowej ery, rebootem serii w superprodukcję jaką znamy dzisiaj.


Dodaj komentarz