Kobiety w Muzyce (cz. 3)
Nowa płyta Haim to zdecydowanie moja muzyka wakacji.
Już drugi sierpień z rzędu, bo – dokładnie od roku – błądzi mi po głowie linia basu z Summer Girl. I od tamtej pory czekałem na premierę płyty siostrzanego zespołu: cały album z jego kulturową narracją płyty długogrającej. Nie jest to tylko mój boomerski sposób konsumowania muzyki, bo trzecie wydawnictwo HAIM jest jasnym przedstawieniem stanowiska pt. „Women in Music pt. III”.
Siostry Haim nie są już tylko festiwalową ciekawostką, czy anomalią swojego genderu i pewnie kroczą w obiektywie mistrza Paula Thomasa Andersona (reżyser Magnolii znów jest autorem ich teledysków). Nie ma też tanecznych przebojów, a najbardziej reprezentatywnym utworem jest The Steps. Podszyte frustracją uderzanych akordów, a przy tym pasujące pandemicznie: z domowym teledyskiem i aranżem do zagrania akurat na trzy gitary.
Ale tym, co mi osobiście najbardziej odpowiada w letnich odsłuchach „Kobiet w Muzyce Cześć Trzy” jest surowe i wyluzowane po californijsku brzmienie. Rytm podają zuchwałe, aczkolwiek nieśpieszne zagrywki gitar, a kompozycje snują swoje historie, tak jak na pochodzącej z tej samej rodziny ostatniej płycie Vampire Weekend (producentem obu tych jamów jest Ariel Rechtshaid).
Chciałoby się powiedzieć: tak trzeba żyć, ale na taki luz trzeba sobie najpierw zapracować. O tym jak siostry Haim zbudowały sobie podmiotowość napisała w Dwutygodniku, odlotowa jak zawsze, Olga Drenda.
Olga Drenda w Dwutygodniku – Ewolucja ze świata bez właściwości [link]