„Matty”

Po Matty’m Healy’m można spodziewać się wszystkiego; i ja też miałem bardzo duże oczekiwania co do występu jego zespołu the 1975 na Orange Warsaw Festival. 

Czy odkryje istotę teatralnego performensu intymnego momentu? Czym jest publiczna persona w muzyce rockowej? Co kryje się za jego aktualnym wcieleniem? Jaką maskę dzisiaj założy? Jak być rockmanem w dzisiejszych czasach? Czy umawia się z Taylor Swift? 

To był rozczarowujący występ; lider zespołu the 1975 był nieobecny, często zawieszał głos i z trudem pokazywał entuzjazm. Demonstracyjnie przyjął osobowość zaczerpniętą z line-upu sobotniej imprezy: zespołu grającego o godzinie 19:00, przed dwoma innymi hedlinerami. Więc trochę odegranie przebojów i do domu, bawcie się dobrze na naprawdę dużych gwiazdach. „Gramy dzisiaj dość wcześnie. Jeśli jesteście fanami, to dla Was dobrze, nie będziecie tak długo czekać. Ale dla mojego ego – niekoniecznie.” Mogę tylko przypuszczać, ale o 22:00 tego samego dnia dostalibyśmy zupełnie innego Matty’ego, już bardziej sumiennie pełniącego obowiązki gwiazdy festiwalu.

Ale chodzi chyba o szacunek dla Prawdziwych Fanów, których z reguły nie ma zbyt wiele na tego typu występach. Wbrew pozorom, Matty dba o swoich ludzi. Jeśli esencją koncertów the 1975 jest szczerość, najwyraźniej nie mogą jej oddawać każdemu, na każdym pierwszym lepszym festiwalu, dla fanów i fanek Ellie Goulding czy Martina Garrixa. Jest to pewną metaforą obecności Matty’ego w przestrzeni publicznej – gdy jego zachowania obserwuje i komentuje horda fanek Taylor Swift, bez zrozumienia jego persony i metanarracji, wzięcia popkultury w konieczny cudydzłów (czy usprawiedliwiam właśnie całe jego kriperstwo? Jak najbardziej.)

Dosłownie to wytłumaczył Matty na kolejnym koncercie w Wiedniu; który różnił się tym, że był biletowany, więc – tylko dla fanów. Grają jakieś festiwale, bo muszą teraz zarobić trochę kasę, żeby móc sobie pozwolić na trasę po Europie z pełną scenografią, bo dopiero wtedy fani dostaną właściwy spektakl od the 1975. Mówił też o tym w sobotę – przyjdźcie na nasz koncert, bo tylko tam możemy przekazać o co nam chodzi. „Without me being… racist”. Dopiero cała narracja pełnego koncertu przedstawia odpowiedni kontekst dla jego dyskusyjnych zachowań.

Inna, od zawsze problematyczna sprawa, polega na tym, jak wiele zależy tam od Matty’ego. Jak prawdziwy frontman, Healy jest soczewką, w której koncentruje się siła całego zespołu. Bo przecież marudzę nie dlatego, że koncert był muzycznie zły, tylko dlatego, że Matty był jakiś dziwny, marudny, trochę mu się nie chciało. To jak sytuacja wysokiej sztuki, gdzie tło musi być doskonale, aby wybrzmiał zamysł głównego eksponatu. 7-osobowy zespół koncertowy the 1975 jest wspaniały, bezbłędny, triumfalnie przywracający na zmianę punkowe uderzenia („People”), popową zabawę lat 80-tych („It’s not living if it’s not with you”) czy klubowe wąki („Somebody Else”). 

The 1975 występuje z hasłem „at their very best…” i w istotnie oglądamy teraz potężnego Matty’ego. Randkowanie z Taylor Swift to jego największy wkład w globalną popkulturę i w pewien sposób ukoronowanie jego przygody życia z nowoczesnymi mediami. Taylor Swift podróżuje właśnie po Ameryce ze swoją „Eras Tour” i prowadzący POPCAST-u mówili, że oni sami byli zaskoczeni jak wielką postacią jest w tym momencie. Z drugiej strony mamy chłopaka, który 24/7 gra z mediami, jako dziecko brytyjskich aktorów telewizyjnych prowadzi medialną narrację całe swoje życie. Nowoczesne media, sława i percepcja jest głównym tematem jego twórczości. Oczywiście, że był ciekawy, jak być z Taylor. Pasuje tu dialog Matty’ego i niezrównanej Amelii Dimoldenberg z kanału CHICKEN SHOP DATE:

-This is quite meta, this is a high art
-Well, dating me is art.

Matty twierdzi, że przeżywa swoje sprawy na scenie, sam nie wie co mu się akurat wylosuje. Jeśli widzi, że na publiczności jest mniej fanów i jest wycofany i alienujący publiczność, to nawet lepiej, bo zyskują na tym „prawdziwe” koncerty. Może na Orange Warsaw Festival została nam zaprezentowana tylko kolejna maska („to w nim zabujala sie Taylor Swift? przecież to jakiś luj, to prawda co mówili w internecie”), ale wciąż wierzę, że Matty był zmęczony. Szczerość bywa też nudna – i  taką wersję szczerości dostaliśmy na koncercie the 1975. Szczerość bywa trudna, ale nawet nie w kontekście piosenki „Sincerity is scary” gdzie chodzi o bycie wrażliwym na zranienie, tylko w takim praktycznym podejściu. Że wymagające jest przeżywanie na scenie swoich Prawdziwych Emocji. Matty był zmęczony i w tym momencie to było jego prawdziwe ja. 

PS. Dwa dni później TZM.com podało, że Matty Healy i Taylor Swift zerwali ze sobą.