Voice of generation
W serialu Girls kluczowym wyborem jest to, czy weźmiecie go na poważnie.
Na poważnie bierze siebie na pewno główna bohaterka, Hanna Hovarth, która już w pierwszym odcinku deklaruje: “jestem głosem pokolenia”. Oprócz tego ma dwadzieściakilka lat i mieszka w Nowym Jorku, czego więcej potrzeba?
Niepoważne zachowanie wytkną jej zaraz wszyscy ludzie używający słowa “millenialsi”. Bo Hannah nie ma pracy, pieniędzy i – tutaj nowość – pomocy od rodziców. Chociaż wszystkie 4 damskie postaci składają się na jeden stereotyp roszczeniowych i niecierpliwych młodych ludzi, to w całym serialu trudno znaleźć jedynego udanego człowieka.
Mowa bowiem o nowym gatunku, narodzonym w nieudanych projektach i kompleksach Judda Appatowa: połączeniu komedii i dramatu, czyli “dramady”. Mniej sitcomy, a bardziej satyry wprost poruszające poważne tematy. Takie jak seks, który nie jest źródłem zabawy jak w “Sex in the city” (o tym za chwilę), ale jednym z wielu sytuacji do zwierzeń i rozmów. Pomyślcie tylko jak poważnie musi do swojego ciała podchodzić Lena Dunham, że pokazuje je bez efektów specjalnych, bardziej w stylu artystki performatywnej.
Bo Lena Dunham – główna bohaterka, scenarzystka, reżyserka, producentka i pomysłodawczyni serialu – to z pewnością bardzo poważna osobistość współczesnej popkultury. Bezbłędnie trafia z kontrowersyjnymi tyradami w środek hejterskich burz oraz internetowych dyskusji. Stworzyła Girls w wieku zaledwie 26 lat i czuć jej autorski zamysł na każdym kroku.
Ja nie zdecydowałem się jeszcze, na ile poważne są perypetie czterech dziewczyn w wielkim mieście, ale (jak zawsze u HBO) oglądamy spektakularną pokoleniową panoramę. Co tylko podkreśla techniczna staranność nieruchomych kadrów przybliżających się ze smakiem kina niezależnego. Postaci też są wspaniałe – poczynając od jednej wielkiej fizyczności (no pun intended) Adama Drivera, który pozostaje w cieniu czterech różnych, walczących o to, aby przygody w niepoważnym otoczeniu zamienić na poważną naukę o dorosłym życiu.