Nowoczesna Polska Komedia
Nadszedł czas, że mogę wreszcie wypowiedzieć się na temat Nowoczesnej Polskiej Komedii. To już nie tylko kabarety, Karolak i “Miodowe Lata”. Opowiadając o rodzimych produkcjach mam okazję odnieść się do argumentów oraz wiedzy wyniesionej z zagranicznych produkcji w momencie dość szczególnym, gdy – jak pokazuje dyskusja na temat serialu “1670” – debata o polskim humorze zrobiła się naprawdę szeroka.
Zaczęło się od polskiej wersji “The Office”. Byłem sceptyczny wobec tego pomysłu, bo po co robić taki bezpośredni rimejk; no i nie miałem dostępu do Canal+. Muszę jednak przyznać, rezultat okazał się bardzo fajny, a serial wygrywa przede wszystkim swoimi postaciami, zdecydowanie dają się lubić. Oprócz pewnego przerysowania, komedia może pozwolić sobie na pewną różnorodność w prezentowaniu charakterów: serialowy Michał wywołuje krindż swoim niezmąconym entuzjazmem, córka szefa Patrycja jest tak przerysowana, że nie widać w niej złośliwości, a Lewan, Polak z zagranicy staje się moralnym barometrem całej ekipy. Wszystkich jednak przerasta siedlecka alfa i omega, czyli Darek. To dla tej postaci, mistrzowsko granej przez Adama Woronowicza warto było zabrać się za ten serial. Tylko tak wybitny aktor może zrobić miks najbardziej żenujących zachowań popularnych boomerów i wystarczy mu czasu, aby w jednej scenie złamać to uczłowieczającym smutkiem. Będąc zaś Kapitanem Marudą muszę przyznać to głośno: polskie the Office jako całość nie jest po prostu aż tak dobrą produkcją. Nie chodzi o krindż, ale o nielogiczność pewnych wątków i to, jak niektóre z nich – na przykład “polskich Jima i Pam” okazują się zwyczajnie słabe. Mam nadzieję, że 3. sezon nadrobi ten aspekt.
Opisując Nowoczesną Polską Komedię pozwolę sobie na daleko idące założenie, że najlepiej odnajdują się w tej formie aktorzy teatralni. Może to mój sentyment z utraconego Teatru Polskiego we Wrocławiu, ale naciekawsze role w “The Office PL” i “1670” zagrali Piotr Polak, Marcin Pempuś, Dobromir Dymecki, Andrzej Kłak czy Katarzyna Herman. To wprowadził już w pewien sposób pionierski dla tego kawałka komedii, o którym piszę projekt, czyli “polskie Saturday Night Live”, gdzie obsada właściwie w całości składała się z aktorów na co dzień występujących na deskach teatru. Komedia to gatunek do wykonywania przede wszystkim na żywo; także w ten sposób opisywane tutaj produkcje idą tropem amerykańskiego przemysłu rozrywkowego, który rekrutuje swoje talenty z teatrów improwizowanych. Scenarzysta “The Office PL” i twórca historii do “1670” Jakub Rużyłło zaczynał przecież jako freestylowiec Muflon. Natomiast drugim twórcą historyzującego serialu jest osoba, która zakładała pierwszy polski teatr improwizowany, Klancyk.
Bo to musiał być ON. Zawsze wiedziałem, że Maciej Buchwald zmieni oblicze polskiej komedii. Zawsze był dla mnie najzabawniejszy z Klancyka, udanie radził sobie w solowych występach, ale narzuciłem na niego jeszcze większą presję, gdy dowiedziałem się, że do tego wszystkiego studiuje reżyserię. Pamiętam go jeszcze z błyskotliwego KLIPU do “O krok” zespołu Pustki, a całkiem niedawno powszechne uznanie zdobył teledyskami zrobionymi dla Maty. I będę trzymać się wersji, że to on najbardziej ukształtował “1670”, pierwszą Nowoczesną Polską Komedię.
Jestem niechętny w porównywaniu “1670” do “The Office” – owszem, znowu i niestety mamy w centrum opowieści szefa idiotę, którego musi tolerować cała reszta. Jednak sam motyw mówienia do kamery jest narzędziem twórczo rozwijającym rozumienie świata. Burzenie czwartej ściany, jest bliższe wyznaniom Fleabag, jak mówi Maciej Buchwald (w wywiadzie dla Dwutygodnika), “Mamy dostęp do przemyśleń bohaterów. Różnica pomiędzy klasycznym mockumentem a tym, co ostatecznie zrobiliśmy, jest taka, że w mockumencie kamera przyłapuje na czymś ludzi. (…) U nas sami wybierają moment takiego kontaktu. Pozują jak do portretów, dobierają sobie rekwizyty, zachowują się tak, jak chcieliby być postrzegani”. Ma to również szczególny, emancypacyjny sens – od kilku lat mówimy o potężnym chłopskim zwrocie w opowiadaniu historii ludowych; “1670” wpisuje się w tę tendencję i najbardziej dosłownie oddaje głos nieszlacheckiej większości mieszkańców i mieszkanek Polski sprzed kilku wieków. Z zarzutami na temat “Mazurskiej Nocy Kabaretowej dla 30-latków” też można się jakoś zgodzić, bo w samej konstrukcji scenariusza żartów jest tam bardzo dużo, na czym traci sama opowieść. Nie musi to jeszcze niczego przesądzać: to dopiero pierwszy sezon, etap budowania świata serialowego; jeśli więc do czegoś porównywać “1670” to do “30 Rock”, serialu Tiny Fey, która również mocno odnosiła się do ówczesnych spraw popkulturowych.
Zwycięstwo “1670” polega na tym, że otrzymaliśmy uniwersum kompletne – żywiące się wyobrażeniami oraz ambicjami, w już u skraju ostatnich lat tak silnej pozycji Polski w Europie. Nowożytna ekonomia pokazała nam miejsce w globalnym szeregu, jednak ta cała duma, honor, Bóg i ojczyzna wciąż są obecne w codziennym funkcjonowaniu tego kraju. “1670” jest świetnym serialem, bo wspaniale wygląda i jest kunsztowną filmową robotą. Być może wystarczyło, żeby ktoś młody podszedł do formy komediowej z szacunkiem, bo jak mówi sam Buchwald: “mam ambicje, żeby komedie robić. To przepiękna forma sztuki i zawsze bolało mnie traktowanie jej jako czegoś gorszego. To język, w którym się porozumiewam”.
Przecież komedia jest przede wszystkim formą bardzo subiektywną – ja pisząc to wszystko odnoszę się głównie do amerykańskich seriali robionych przez ludzi z SNL (jak mawia John Mulaney: “I mean a lot to a small group of people“). Na polskim gruncie pokazały to szerokie dyskusje na temat żartów w “1670”: jedni twierdzili, że jest za mało poważnie do historii, inni rzucali określeniem o “Szkle Kontaktowym” dla millenialsów. Publicystyczne wymagania i klasowy wymiar śmiania się to temat na zupełnie inną dyskusję: którą stara się podjąć Olga Drenda w swojej nowej książce “Słowo Humoru”. I tu muszę przyznać, że lektura tego dzieła jest pewnym rozczarowaniem, ponieważ autorka chyba za bardzo skupia się na filozoficznych aspektach humoru, wyszukując coraz to nowe konteksty i przykłady z kolejnych zakątków internetu. Co nie wydaje mi się potrzebne – każdy ma taki humor, jaki lubi, a panujące nad nami algorytmy tym bardziej zapędzają nas w swoje zakątki. “Słowo humoru” jest najciekawsze tam, gdzie relacjonuje to, w jaki sposób ten nasz rodzimy humor się rozwijał – ustępy o herstorii polskiej komedii i roli komiczek, czy o polskim filmie lat 90-tych były tymi, które skutecznie przekonały mnie do swojej tezy.
Wygląda na to, że wspólną słabą stroną tych wszystkich dzieł jest brak spójności oraz jasnej, konkretnej fabuły. “The Office PL” jest tylko i aż paradą Dziwnych Polek i Polaków, Których Spotykasz w Pracy, “1670” ekranizacją memów z naszej libkowo-bogoojczyźnianej współczesności, a “Słowo Humoru” prezentuje miks wszystkiego, co znajdziesz w Internecie. Jeśli tylko uda się to wszystko ugarnąć, uspójnić i wprowadzić mądrą, spójną opowieść korzystającą z języka komediowego, można przekazać wiele naprawdę mądrych, ciekawych treści. Podobnie jak Maciej Buchwald, ja też wierzę w siłę humoru. Skoro mamy już narzędzia do robienia Polskich Nowoczesnych Komedii, to nie ma co się nad tym zastanawiać – i zacząć opowiadać dobre, zabawne historie.